Boże Ciało

Na polską ziemię czerwiec spłynął,
wiosny i lata owiał ją czarem,
serce ogarnął niegasnącym żarem
miłości do Ciebie – Jezu…

W rękach  kapłanów w Opłatkach białych
wyjdziesz wnet obejść nasze zagrody,
pobłogosławić chaty i płody
– z miłości do nas – Jezu…

Gorący czerwcowy dzień. Rok 1998. Boże Ciało. Spod Archikatedry wyrusza procesja. Abp. Józef Życiński zainicjował piękny zwyczaj, aby procesja przemierzała szlak Starego Miasta i zakończyła się na stopniach wiodących do Lubelskiego Zamku. Idąc wolno za baldachimem, wsłuchując się we wspaniałe dźwięki orkiestry i śpiewając eucharystyczne pieśni – mimo woli wracam myślą do wspomnień sprzed lat.

Jako mała dziewczynka codzienne przechodziłam tą ulicą – wówczas Nową, której prawa strona, oddzielona drutami kolczastymi od reszty miasta stanowiła dla oczu dziecięcych makabryczny widok. Wynędzniałe sylwetki zamkniętych w getcie ludzi, często wiszące na drutach zwłoki dzieci, które pragnęły się z niego wydostać. Środkiem jezdni kroczące czwórkami ludzkie szkielety odziane w pasiaki, stukające o „kocie łby” drewniaki, świst nahajek, niemieckie wrzaski. Aby jak najprędzej do domu, z zakupami przyniesionymi z targu sprzed kościoła oo. Karmelitów, z mlekiem nalanym przez pana Stefana Wojciechowskiego w pobliskim sklepie spożywczym. Na ladzie poukładane były starannie maleńkie kwadraciki kartek, za które kupowało się cukier, chleb, marmoladę… W sklepie tym można było kupić wszystko. Pamiętam, że mamusia nie kupowała jednak małych toaletowych mydełek – bo produkowane były z tłuszczu zamordowanych na Majdanku dzieci i czerwonej kapusty – bo uprawiana była na polach nawożonych nawozem z kości ludzi spalanych w krematorium na Majdanku…

W domu (mieszkałam z rodzicami przy ul.Lubartowskiej nr 12) podczas gotowania obiadu, mimo usilnych zabiegów Tatusia, z rozmaitych  szpar wychodziły szczury i przekrzywiając łebki, przyglądały się z zaciekawieniem pracy mieszkańców. Może zdążymy jeszcze na łąki nad Bystrzycę, gdzie w wonnych kwiatach można się było ukryć przed wrogim, strasznym, otaczającym nas światem …

A wieczorem, po odmówieniu modlitwy, aby dobry Bóg pozwolił  mi przeżyć tę noc we własnym łóżeczku, przy zaciemnionych oknach posłuchać opowiadań Ojca o tym, jak kiedyś było i kiedyś będzie: o dzwonie Zygmuncie, zielonych rogatywkach, Białym Orle – i zasnąć przy nuconej cicho melodii „ Z dymem pożarów”…

„Od powietrza, głodu, ognia i wojny
zachowaj nas Panie”…

Mijamy Ratusz.

Z mgły zapomnienia wyłaniają się jego gruzy. Obok nowe, czerwone cegły czekają na ręce, które wzniosą z nich nowy, piękny gmach. Jak dzisiaj od strony katedry sunie procesja. Rozbrzmiewają pieśni. Wtem, od strony ulicy Lubartowskiej, w tłum wjeżdża ciężarówka. Konsternacja. Zamieszanie. Spod ruin ratusza sypie się deszcz cegieł.. Samochody milicyjne przygotowane do akcji. Milicjanci z trudem wyzwolili kierowcę ciężarówki z rąk podnieconego tłumu. Wrak przewróconego do góry kołami samochodu tarasuje ulicę. Trzaskają aparaty fotograficzne. Milicjanci ładują do ciężarówek uczestników procesji. Na bruku krew…

„Święty Boże, Święty Mocny, Święty a nieśmiertelny
zmiłuj się nad nami”…

Na przewróconej ciężarówce jak na symbolicznej ambonie, ówczesny biskup lubelski – Stefan Wyszyński spokojnie, lecz stanowczo nawołuje tłum do rozejścia się…

„My chcemy Boga”…

Abp. Józef Życiński wolno, ostrożnie wstępuje na stopnie ołtarza, na stopnie Zamku Lubelskiego. Dopłynęliśmy do portu. Do spokojnej przystani. Moment odpoczynku przed dalszą podróżą. Zmęczone upałem serca biją spokojnym rytmem. Kapitan okrętu uspakaja pasażerów: „Nie bójcie się wejść w nowe tysiąclecie”. Droga daleka. Droga nieznana. Czekają na nas nowe zakręty dziejów. „Nie bójcie się”. Płynąc przez rozszalałe morze okręt nie utonie. Lecz kapitan, załoga i pasażerowie muszą być jedno. Patrzę w niebo. Małe chmurki co chwila zasłaniają palące słońce, by ulżyć zmęczonym ludziom. Jaskółki krążą wysoko nad starym zamkiem zwiastując pogodę. Halabardy przyjaźnie zwrócone ku sobie, lecz zawsze gotowe do obrony przed obcym wrogiem podejmują wezwanie: „abyśmy byli jedno”. Zamek – symbol historii, symbol władzy, wieńczy panoramę najpiękniejszego miasta na świecie. Stary klasztor oo.Dominikanów króluje nad Starym Miastem. Biały Lew odbijając promienie słońca przypomina o braciach ze wschodu. W dali skromniutka, prastara cerkiew włącza się do wspólnego chóru: „abyśmy byli jedno”.

Po obejściu drogich nam zagród Chrystus nie „odpoczywa”. Jest z nami w otaczający nas pięknym mieście, a jednocześnie spływa na nowo na głos Kapłana i przez uświęcone jego ręce, w Najświętszej Ofierze na wyniesiony ponad tłum ołtarz i bezpośrednio w nasze serca – „abyśmy byli jedno”. A okręt nasz w tej chwili płyniwe spokojnie.
Jak dziwne są losy naszego miasta. Jak dziwnie kieruje naszym okrętem Chrystus. Lecz zaufajmy i „bądźmy jedno”. Pod wodzą naszego Kapitana przepłyniemy zwycięsko przez wszelkie czekające nasz jeszcze burze historii. A teraz wracajmy do domów. Nieśmy Chrystusa do tych, co tu nie mogli przyjść, albo nie chcieli. „Abyśmy byli jedno”…

 

Lublin, Boże Ciało 1998 r.

[Moja mała księga miasta II]