Lublin, Księżyc i ja (1)

I

Po ciężkim dniu pracy jesień odpoczywa,
i bezchmurnym niebem miasto swe okrywa,
po którym wędruje ten sam co przed laty,
Księżyc uśmiechnięty, błyszczący, pyzaty.

W jego blasku stoją piękne stare drzewa,
jesień je w złociste sukienki odziewa,
ja także po pracy wędruję z nim razem,
zachwycam się pięknym Lublina obrazem.

Kiedy cuda miasta przed oczami stają,
wspomnienia z przeszłości jak żywe powstają
i w szczęściu się pławi cała moja dusza,
co jest i co było zachwyca i wzrusza.

***

Dawno, dawno temu, kiedy byłam mała,
na placu tym smukła wieża ciśnień stała
i na Anioł Pański dzwony nie dzwoniły,
w mroku okupacji gdzieś ukryte były.

Jak dziś przed kościołem Matka Boska stała,
Świecącej korony na głowie nie miała,
latarnie jak dzisiaj żółtym światłem lśniły,
choć nie elektryczne, lecz gazowe były.

Żadnych autobusów ulice nie znały,
o kocie łby – końskie kopyta stukały
i spóźnionych gości po mieście woziły
lubelskie dorożki – jakże piękne były!

***

Teraz choć jest pięknie o wieczornej porze,
ludzie już nie chodzą na spacer po dworze.
Kiedyś, kto żyw spieszył na spacer na „Kraka”,
(dziewczęta – by spotkać miłego sztubaka),

– od „Bramy” do „Sasa”, od „Sasa” do „Bramy”
(by tylko najdalej od taty, od mamy),
ojcowie, by spotkać kogoś znajomego,
na kawę i ciastka do Semadeniego

szli, kiedy ich żony w te wieczorne pory
razem się zebrawszy, poszły na nieszpory.
W domach tylko dzieci i babcie zostały,
które już w spokoju pasjanse stawiały.

***

Teraz w centrum miasta są najokazalsze,
odnowione, piękne, mimo że najstarsze
kamienice, w których banki się znajdują,
przepychem, światłem oczy me radują.

Dawniej, pięknem swoim ludzi urzekały
kawiarnie, hotele i teatr wspaniały,
a sklepach sprzedawcy mili, uśmiechnięci,
z ukłonem pytali: co życzą klienci?

U drzwi „Europy” pan posłaniec stał,
co czapkę czerwoną na głowie swej miał.
Zakochanych gości spełniał polecenia,
choć miasto nieduże – wiele miał chodzenia.

***

Siedzę na przystanku, w górze księżyc lśni
i snuję wspomnienia z tych minionych dni,
a wieczór przepiękny, choć październikowy,
spokojny i ciepły, prawie jak majowy.

„Trzynastka” nadjeżdża, czas przerwać marzenia,
choć do duszy nowe cisną się wspomnienia,
czas wracać do domu, gdzie czekają mnie,
zebrać nowe siły w zdrowym, błogim śnie.

Kochany Księżycu, jak za dawnych dni,
w wędrówkach po mieście towarzyszysz mi,
światłem swym srebrzystym rozjaśnij me sny,
będziemy wciąż razem: Lublin, ja i Ty!

Lublin, dnia 6 października 1995 r.
(Plac Wolności – Bernardyński, godz. 18)

[Moja mała księga miasta II]
[Lublin, Księżyc i ja]