Patrząc na spadający w promieniach słońca liść

Z pączka się rozwinął na wspaniałym drzewie,
ze słońca promieni brał pokarm dla siebie,
kołysany wiatrem i deszczem smagany
przeżył swoje lato pośrodku polany
     – zanim opadł…

Śpiewał Bogu pieśń życia w braci liści chórze
gdy wiał lekki wiaterek. Gdy szalały burze
udręczone zmaganiem wszelakie stworzenia
korzystały z przystani jego spokoju… lub cienia
     – aż przyszedł listopad…

Gdy po wichrach i deszczach zajaśniało słońce,
Bóg go pomalował w pięknych barw tysiące,
odbijając wciąż słońca jasnego promienie
stał się dzisiaj dla mnie Bożym objawieniem
     – zanim opadł…

          Pomóż mi Boże być jak ten liść
          na Twoim drzewie życia!…

Wciąż z Twojego stołu brać pokarm dla siebie,
ciągle się rozwijać i wyrastać z Ciebie,
kołysana miłością Twą i często smagana
przetrwać resztę życia służąc na kolanach
          Tobie
     – zanim opadnę…

Śpiewać Ci pieśń chwały w Twych przyjaciół chórze,
czy w mym sercu spokój, czy szaleją burze,
być dla innych cieniem, pomocą, ostoją,
czynić zawsze wolę Twoją, a nie swoja,
     – zanim opadnę…
          Jak ten liść…

Boże, który dałeś mi tak piękną jesień życia,
tyle jeszcze chwil pięknych dałeś do przeżycia,
pozostaw dla innych po mnie wspomnienie
tak jak po tym liściu, który dał natchnienie
     dziś mnie – spadając…
          A ja niech opadnę w Tobie
          w blasku jesiennego słońca…
               Jak ten liść…

Lublin, 10 października 1997 r.

[Zanim opadnę…”]