Niebo było błękitne, powietrze gorące,
nad Warszawą płynęło złote, jasne słońce,
a na tym bezchmurnym, wrześniowym bezmiarze
niemieckie bombowce w jasnym słońca żarze.
Mój mały chłopczyku, lat właśnie masz tyle,
ile ja ich miałam w pierwsze wojny chwile
i w niebo spoglądasz ufnymi oczami,
bez lęku, że dom Twój zginie pod bombami.
I słysząc z daleka nadchodzące grzmoty,
lub nadlatujące z dala samoloty,
nie czujesz w swym sercu przerażenia tego,
które we mnie żyje do dnia dzisiejszego.
Dzisiaj tak jak wtedy, powietrze gorące,
niebo jest bez chmurki, czarem lata tchnące,
obraz z przed pół wieku w pamięci ożywa
i z mych oczu cicho łza serdeczna spływa.
1 września 1995