Jestem Bożą piłeczką, którą ON bierze w ręce
i z uśmiechem odbija, jak w zabawie dziecięcej,
od ziemi i – od samego dna…
A im mocniej uderza, kiedy często zaboli,
coraz wyżej się wznosi – nie jak w zwykłej swawoli
aż do niebieskich bram…
Gdy oboje się zmęczą nie dziecinną zabawą,
ON przytula do serca swą piłeczkę kochaną
– jak najdroższy skarb…
I nie zwraca uwagi, że tarzając się w błocie,
nazbierała na siebie śmieci, brudów krocie
– które dźwiga jak garb…
Jestem Bożą piłeczką, którą ON bierze w ręce
i obmywa z tych brudów tak zbrukane jej serce
– w zdroju swoich łask…
Tylko co ja MU biedna ofiaruję w podzięce,
za te dobre, kochane, wciąż chroniące mnie ręce,
za ten ciągły miłości blask?
Lublin, dnia 15 maja 2006 r.