Bardzo dawno temu, kochana Warszawa
drogim mym rodzicom serce swoje dała
a w jego kąciku dała im schronienie
na ich serc ogromnej miłości spełnienie.
I w czasie tej wielkiej miłości spełnienia
dobry Bóg moją duszę wezwał do istnienia
a przez następnych lat cztery bez mała,
Warszawa w ramionach swych ją kołysała.
Kiedy przyszła na nią ciężka noc niewoli,
aby mnie uchronić od łez i niedoli,
by mi zaoszczędzić katuszy powstania,
Warszawa podjęła decyzję rozstania.
Wzięło mnie w opiekę miasto bezpieczniejsze,
bardzo piękne, stare, chociaż trochę mniejsze,
przez moich rodziców z dawna ukochane,
przed kilku wiekami Lublinem nazwane.
W Lublinie dzieciństwo i młodość spędziłam,
w Lublinie się kochać i cierpieć uczyłam,
do Warszawy jeszcze „wstąpiłam” za młodu,
aby się nauczyć tam swego zawodu.
Gdy wróciłam, w Lublinie swój dom założyłam,
i w Lublinie wieku starszego dożyłam,
tak jak moja Babcia Lublin ukochałam,
całe moje sercu memu miastu dałam.
Warszawa i Lublin oba miasta moje,
bo tak, jak rodziców mamy zawsze dwoje,
Warszawa, jak ta matka, co mnie urodziła
i we wczesnym dzieciństwie małą opuściła.
Lublin tak jak ojciec – z niego na mnie spływa,
ta od wielu pokoleń, moc wielka i siła,
do obu miast wiodły życia mego drogi,
w obu miastach wiodły życia mego drogi.
Oba są wciąż piękne, oba wciąż kochane,
oba są nie zawsze do końca poznane,
oba mnie od dawna bez miary kochają,
choć wszystko przemija – one pozostają.
Warszawa choć umarła – znowu zmartwychwstała
i jeszcze piękniejsza, wielka i wspaniała.
Lublin wciąż piękniej, dalej się rozrasta,
przybiera już postać ogromnego miasta.
Czasem, gdy mi smutno, w piątek czy w niedzielę,
kiedy mnie opuszczą moi przyjaciele,
idę sama zwiedzać me miasto kochane,
poznawać ulice nowe, te nieznane,
albo siedząc w domu, przeglądam pamiątki,
wspominając stare życia mego wątki,
powstałe ze wspomnień Warszawy widoki
rozświetlają biednej duszy mojej mroki…
Lublin, dnia 2 kwietnia 1995 r.