Rocznica

„Z babcinej komody”

(List Matki Legionisty)

Zbliżają się kolejne obchody tak ważnej dla nas i drogiej rocznicy – 11 listopada, kolejne obchody w wolnej Ojczyźnie. Nasuwają się refleksje, zadumanie. Jesteśmy na nowym progu. Progu nadziei, który musimy przekroczyć. Na nowym zakręcie dziejów świata, dziejów naszej Ojczyzny, chociaż wolnej, lecz wielce utrudzonej, uwikłanej w różne problemy – po ludzku nie do rozwiązania. Co będzie dalej? Zostawmy na razie przyszłość i cofnijmy się w przeszłość, do momentu ponownych narodzin naszej państwowości, do jej przedwiośnia. Sięgając do babcinej komody, natrafiłam na jeden z listów napisany przez nią do syna – legionisty. List pisany w dniach 2-3 maja 1917 roku, zaadresowany:

Ostrołęka
I Pułk Ułanów
II Szwadron
I Pluton
(dla Mariana Januszewskiego)

            Z listu tego, napisanego przez prostą kobietę, ledwo umiejącą pisać, bije ogromna siła, ogromna wiara, hart ducha, bohaterstwo matki Polki, która wspierała syna modlitwą, radą, przez długie lata wędrówki Legionów od Oleandrów do Szczypiornej. Zawieszony jej ręką krzyżyk na szyi legionisty uratował chłopcu życie. Kula odbiła się od niego, a teraz spoczywa w babcinej komodzie. Był to przypadek niewytłumaczalny z punktu widzenia ludzkiego.

Po wiadomości, że jego przyjaciela przeniesiono do innej jednostki, pociesza syna:

            … jeśli Hirek pojedzie, to będzie dla Ciebie bardzo bolesne, a dziś dowiedziałam się, że już wyekspediowali go. Trudno, choć to przykre żeś się z nim rozstał, tak wzajemnie pocieszaliście się, lecz i to nie wieczne. Hartuj się kochanie moje do ponoszenia ciosów, które i na Ciebie zaczynają spadać, lecz pomyśl ile ciosów i bólów przeszłam i jeszcze mi Bóg pozwala czuć i boleć razem z wami, to i Ty wytrwasz do końca, boś młody i jeszcze silny, tak, że ze wszystkim musisz się pogodzić. I przyjaciele bliscy muszą się czasem rozejść. Niech dobry Bóg pozwoli Ci przetrwać to zło…

            Następnie opisuje starania, jakie poczyniła u władz wojskowych w celu przeniesienia syna do tej jednostki, w której jest jego przyjaciel, lecz zaznacza, że jednak wszystko jest w rękach Boga. Jaka to była wiara, zawierzenie Bogu… Jakaż pokora… A dalej nawiązując do osoby Ojca (mojego dziadka, Stanisława Januszewskiego):

            … i Twój Ojciec, choć biedny, zawsze szedł prawą drogą, to i duszę ma czystą i sumienie spokojne, to i o was Bóg nie zapomni, co prawą i szlachetną drogą idziecie. Niech Ci Bóg błogosławi tak jak zawsze. Tak już dziś drugi maj, jak sam mówisz czas szybko idzie, otóż i w tym miesiącu modlimy się do Królowej Nieba aby i o nas nie zapomniała. Dziecko drogie nie przejmuj się a oszczędzaj swe siły, szanuj zdrowie, bo jeszcze dużo masz pracy przed sobą, bądź dobrej myśli, a jeśliby co dolegało, to staraj się dostać do szpitala… miej cierpliwość i wytrwałość. Jeszcze powiem to, niech się dzieje wola Boża… Jak widzisz wcześnie zaczęłam, a dziś dopiero kończę, lecz to nic, bo trza i do kościółka trochę pójść, świątynia zawsze nas pokrzepia. Ty nie zapominaj o Bogu, to i Tobie będzie lżej, a może pozwoli Ci Stwórca doczekać lepszych czasów. Oj, Boże aby to już niedługo.

            A dalej coś wspaniałego, po tym wyznaniu wiary w lepsze czasy. Szacunek dla chleba, jak i dla relikwii:

            … Prawdopodobnie na 15-tego będę miała okazję dla Ciebie, naturalnie przez Pana Orłowa, to Ci poślim z bocheneczek chleba.

            Dalej wiadomości z Lublina:

…no i były nabożeństwa na 1 maja i na 3 maja – pochodów nie było i tak ciągle. Czekamy cierpliwie wszyscy do końca. Przednówek i tu daje się odczuwać, lecz Wam to najgorzej a temu ulżyć nie możem. Zostawmy czasami te wszystkie zabiegi i na los szczęścia, bo widzę, że wszystkim ciężko, teraz zaczyna się ciepło to i Wam może będzie raźniej na duszy. Tak bym chciała Cię czem pocieszyć lecz nie umiem i nie wiem czem. Może się prędko nie zobaczym lecz i to tłumaczmy sobie, bo przecież nic nie poradzim. Mnie prędzej czas zejdzie przy pracy, ale Ty stęskniony to i uschniesz, lecz nie płacz, drzewa kwitną, może jeszcze i nam zakwitnie życie, tak mi coś mówi w głowie, że musi być lepiej. Jutro we wszystkich kościółkach będzie nabożeństwo o Koronę Polski i tak czem więcej modłów tem więcej serc smutniejszych, lecz ja się otrzęsłam i zdaje mi się, że mi lżej na duszy…

            Następnie podane są informacje o poszczególnych członkach rodziny i na zakończenie:

Przesyłamy Ci uściski serdeczne, może wcześniej się uściskamy, niż przypuszczasz, bo […] wątpisz i wspominasz, że może za rok zobaczymy się. Nie myśl, żeby miałoby być tak źle, czuwaj, wspieraj się na modlitwie a będzie Ci lżej. Bądź zdrów i dobrej myśli jak ja Twoja Matka zawsze jednakowa.

            W liście tym jakże dominującą jest wiara, nadzieja i miłość. Jakże wspaniałe jest zrozumienie sytuacji, problemów syna, tęsknoty, męskiej przyjaźni, utrudzenia. Jakże wielka jest moc zawierzenia Bogu, modlitwy. Syn przeżył cały szlak Legionów, a następnie całą kampanię 1919-1920 roku jako wachmistrz I Pułku Szwoleżerów WP. Został odznaczony Krzyżem Walecznych. A babcia moja Maria Januszewska przeżyła jego śmierć (zmarł w roku 1925 w wyniku zapalenia wyrostka robaczkowego). Jeszcze wcześniej, w roku 1921 zmarł mój dziadek. Sama przez długie następne lata nadal ciężko pracowała kierując praktycznie całą firmą: warsztatem czapniczym, sklepem i gospodarstwem domowym. I tak sobie myślę, jak często nie docenia się tych matek – Polek, cichych, pokornych, bohaterskich. Ich roli we wspieraniu fizycznym i duchowym swych mężów i synów, nie mówiąc już o wychowaniu swych dzieci na wspaniałych synów i córki naszej Ojczyzny. Wspomną tu jeszcze moją ciocię Janinę Januszewską młodszą siostrę stryjka Mariana. Chodziła do gimnazjum pani Arciszowej w Lublinie. Razem z koleżankami korespondowała z legionistami, wysyłała im paczki. Dziewczęta te stanowiły jakby organizację „matek chrzestnych” legionistów. Każda z nich „opiekowała się” jednym chłopcem. W babcinej komodzie leżą dwa prześliczne pierścionki wykonane dla nich z aluminiowych żołnierskich łyżek przez stęsknionych, odległych legionistów.

            Myślę, że te parę myśli wyjętych z babcinej komody jest nadal aktualnych. I teraz jak i przez całą naszą historię, choć inne są zagrożenia i problemy – są nadal tysiące synów tułających się po niechcianych szlakach, tysiące matek modlących się za nich, wspierających ich i dzielnie znoszących codzienne trudy. Pamiętajmy o nich.

Lublin, dnia 21 października 2001 r.

[Moja mała księga miasta IV]