Wspomnienia

***

7 maja 1997 r. godz. ok. 10-ta rano, Lublin. Ogromna, deszczowa chmura przemieszczała się pod wpływem silnego wiatru w kierunku Lublina. Radio lokalne zapowiadało deszcz nad Lublinem na godzinę około 10:30. Pociemniało, obniżyła się temperatura, zaczęły padać pierwsze krople deszczu. Dwie moje wnuczki znajdowały się na otwartej przestrzeni: jedna nad Zalewem Zemborzyckim (z uwagi na ważne egzaminy, które miały zdawać w najbliższych dniach, niepożądane było ewentualne przeziębienie.

Podczas mojej intensywnej prośby do Ojca Pio, w ciągu kilkunastu minut wiatr zmienił kierunek, chmury odpłynęły, wyjrzało słońce, temperatura podwyższyła. Jak w podobnych sytuacjach, odczuwałam zmęczenie i zdumienie połączone z wdzięcznością dla kochanego Przyjaciela.

***

Było lato. Mąż mój wziął dwa tygodnie urlopu, aby wykopać ziemniaki w gospodarstwie u rodziny, na Roztoczu. Meteorolodzy zapowiedzieli w najbliższych dniach ciągłe opady w całej Polsce. Co robić? Przełożyć urlop? Na kiedy? Czy się uda? To nie jest takie łatwe. Uradziliśmy: jechać. Przecież Ojciec Pio pomoże. Jeśli to nikomu nie zaszkodzi i będzie zgodne z wolą Bożą. Tylko trzeba Go pięknie poprosić i zaufać. Mąż pojechał. Jak dojechał zrobiła się w tej miejscowości piękna pogoda (na powierzchni nie większej jak kilka km) i trwała akurat dwa tygodnie. Gdy ziemniaki zostały wykopane i oprzątnięte, a urlop akurat się skończył deszcz lunął. A przez te dni pogody na niewielkim obszarze w całej Polsce lało…

***

Początek roku szkolnego. Jedno z wnucząt miało zaczynać pierwszą klasę. Ponieważ zapowiedziano pogodę: będzie albo deszcz, albo nie – w szkole ogłoszono rozpoczęcie roku na boisku o określonej godzinie w przypadku bezdeszczowej pogody, w przypadku deszczu – w klasach – o innej godzinie. Córka z uwagi na zajęcia w pracy, mogłaby przyjść na tę uroczystość tylko w przypadku gdyby padał deszcz. A więc prosimy Ojca Pio o deszcz myśląc, że chyba deszcz nikomu w tym dniu nie zaszkodzi. No i padał deszcz.

Następnego dnia ukazała się notatka w gazecie, że akurat tego dnia przybył do Lublina słynny specjalista od rozpędzania chmur, wędrujący po wielu krajach Europy. Pierwszy raz, właśnie tego dnia, w Lublinie, nie udało mu się nie dopuścić do opadów deszczowych…

***

Uroczystość na powietrzu, na wzgórzu. Gdyby spadł deszcz, nie tylko nie udałaby się cała „impreza”, ale pociągnęłoby to za sobą jeszcze poważniejsze skutki.

Wyszłam na otwartą przestrzeń, skąd widać było zbliżającą się bardzo szybko ścianę deszczu. Oparłam się o drzewo, skoncentrowałam się na żarliwej prośbie do Ojca Pio o ratunek. Już czuć było orzeźwiający zapach ulewnego deszczu. Prawie w ostatniej chwili wiatr zmienił kierunek o 90 stopni i nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu. A ja przez kilka minut nie byłam zdolna stanąć na nogi, ani się ruszyć, dziękowałam tylko kochanemu Ojcu Pio.

***

Byłam w Domu Samotnej Matki w Lublinie, rozmawiałam z siostrą Benigną CSDP. Miałam za 15 minut wyjść. Lunął deszcz. Nie miałam przed nim żadnej ochrony. Nie chciałam nic pożyczać, więc spokojnie poprosiłam Ojca Pio by w granicach kwadransa deszcz przestał padać. Gdy zgodnie z moją prośbą deszcz zaraz ustał – siostry zdumiały się. Od tego dnia w bardzo trudnych sprawach (ich podopiecznych, sądowych, po ludzku beznadziejnych) zwracały się do Ojca Pio, prosząc i mnie o modlitewne wsparcie. Nigdy im nie odmówił swojej pomocy, a one szerzyły nabożeństwo do niego. Zdarzenia te miały miejsce na długo przed jego beatyfikacją.

***

25 lipca 2015 r. Wszystkie media podają, że na całej Polsce są burze, wichury, grady. W Lublinie deszcze, błyskawice, wiatr (od godz. 19.30), ale bez gradu i piorunów (w samym Lublinie). Jest sobota. Śluby. W Ełku ślub mojego wnuka (o godz. 18-tej). Dostałam zdjęcie przez komórkę. Piękne słońce. Młoda para uśmiechnięta przed kościołem. Na kochanego Ojca Pio zawsze można liczyć. Tylko trzeba pamiętać o tym, żeby mu dziękować.

[Nasz Ojcze Pio]