Miałam dzisiaj sen. Sen – szok szczęścia…

Znajdowałam się w korytarzu jakiejś szkoły, na pierwszym piętrze. Było jasno. Nikogo nie było. Nagle zjawił się i podszedł do mnie nasz Błogosławiony Jan Paweł II. Piękny, jaśniejący, w białej sutannie zakrywającej stopy. W wysoko podniesionych rękach trzymał jakby małą książeczkę. Opuścił ręce. Ja „zbaraniałam”. Nie wiedziałam, jak się zachować, co robić. Rzuciłam się na kolana, objęłam Mu przez sutannę nogi i ucałowałam przez nią Jego stopy. Wstałam. Zaczął do mnie mówić. Słyszałam i rozumiałam każde słowo. Dziękował mi za to, że stale o Nim pamiętam i że Mu pomagam (?). Wszystko było realne, rzeczywiste, jak na jawie. Pamiętam dotyk sutanny, Jego głos… Nagle uprzytomniłam sobie, że znajdujemy się w pomieszczeniu przylegającym do kościoła pw. św. Antoniego w Lublinie. Poprosiłam Go, żeby trochę poczekał, zbiegłam ze schodów, podbiegłam do drzwi plebanii, żeby zadzwonić i jak najszybciej przyprowadzić ks. Proboszcza.

I wtedy obudziłam się. Serce biło mi jak szalone, z wrażenia i ze szczęścia…

 

Lublin, dnia 30.04.2012