Po drzemce zimowej, na działce cienistej,
gałązki leszczyny pięknej, rozłożystej,
pokryły się całe cudnych bazi szatą
pyłkiem kolorowym zdobioną bogato. W nasadach gałęzi, w każdym zagłębieniu
maleńkie kwiatuszki śnią o zapyleniu,
mini pióropusze na mini główeczkach
błyszczą się czerwono w promieniach słoneczka.
Leszczyna z lubością ramiona prostuje, i szczęście istnienia całą sobą czuje. I żyje tą chwilą, co przemija stale, a o tym co będzie nie myśli dziś wcale. I o tym co było, jak w ubiegłe lato
orzechy przepyszne urosły bogato lecz zanim do końca na słońcu dojrzały,
to obce i wrogie ręce je zebrały. I nie wie, że zanim tydzień ten przeminie,
to mrozu groźnego fala znów przypłynie i zniszczy orzeszki jeszcze nie poczęte i zmrozi listeczki w pączuszkach zamknięte. Lecz dzielna leszczyna z każdym rokiem większa.
Tę cienistą działkę jak może upiększa,
Użycza wiewiórkom i ptakom schronienia i w upalne lato dla mnie swego cienia.
Stary wieszcz miał lipę, a ja mam leszczynę,
usiąść pod nią mogę, by odpocząć krzynę i pomyślę o Tym, co ją kiedyś sadził, o Tym co mnie w życiu swym nigdy nie zdradził.
Co mnie kochał jak ziemię, jak las i jak pole,
jak bogate plony w kopcach i w stodole,
pomarzyć, że kiedyś znowu się zejdziemy, pod Bożą leszczyną razem usiądziemy.
16 marca 1995 r.