„Z babcinej komody” – Przedwiośnie

Przeglądając stare pamiątki w babcinej komodzie natrafiłam na pożółkłą kartkę zeszkolnego zeszytu mojej cioci – Janiny Raczkowskicj – wówczas Januszewskiej – czternastoletniej uczennicy III-ej klasy szkoły pani Arciszowej w Lublinie.

Oczy zasnuła mgła wzruszenia, z zapartym oddechem czytałam dziwne wypracowanie, niemal czułam przyśpieszone bicie dziecięcego serduszka sprzed osiemdziesięciu lat. Pierwsze oznaki wiosny naszej Ojczyzny, przedwiośnie jej zmartwychwstania. Ze starego zeszytu tchnęło na mnie zapachem wiosny, który przepłynął przez mój ukochany Lublin, nieświadom jeszcze dalszych swych losów, burz i zamieci, które poprzedziły prawdziwą wiosnę.

Wydarzenia tych dni listopadowych 1916 roku są mało znane, a tym bardziej nie znane są uczucia ówczesnych, spragnionych wolności młodych dusz – kiełkujące ku niej w wiośnie swojego życia. Dlatego tekst tego wypracowania przytaczam w całości:

J. Januszewskiej Ucz. III kl.

Opis uroczystości ogłoszenia niepodległej Polski
Plan.
l) Wstęp.
2) Ogłoszenie manifestu.
3) Pochód.
Dziwne uczucie wzbiera w sercu na myśl, że Ta, którą wrogowie okuli w ciężkie kajdany podległości i wrzucili do grobu – nie zginęła! I znowu powstaje z ciemnej nocy do jasnego dnia, aby żyć i zemścić się za tę, niedolę, którą przez tyle lat przecierpiała!
Ogłoszenie manifest u odbyło się tak:
Delegacje poszły do guberni i tam zebranym ogłoszono: „niepodległość Polski!”
Delegaci, gdy wychodzili z Pałacu Radziwiłłowskiego, mieli wszyscy łzy w oczach – łzy szczęścia!
Zebrana młodzież wraz z publicznością utworzyła pochód ze sztandarami narodowymi. Pochód sunął do Placu Katedralnego. Ulice zalegały tłumy tak liczne, że przejść ledwo można było. Przed pochodem delegacja poszła do Katedry dziękczynienie złożyć Bogu.
Na Placu (treści ich dosłyszeć nie mogłam z powodu odległości) i w innych punktach miasta były mowy.
Po tak wielkiej sprawie zajaśniało przed nami nowe jutro. Jaśniejsze dni!…
Nie jest to blachą rzeczą, lecz wielkim potężnem dziełem, które woła na nas: „do czynu!”
Polska powstała już z grobu i woła: „Za mną!”
Ten dzień 5 listopada 1916 roku zarył mi się tak dobrze w pamięci, że żadna burza niezdolna go wyrwać ni z serca ni z pamięci. I zdaje mi się, że każdy Polak czuć powinien to samo!
Lecz czyje to dzieło, że Polska powstała z grobu? …
O! z pewnością nie dygnitarzy ani niemieckich ani austriackich!…
To dzieło tych szarych prostych żołnierzy polskich, którzy walczyli – i wywalczyli! Walczyli pod wodzą Piłsudskiego!
Więc: Jemu cześć!

***

A jak wyglądała ówczesna rzeczywistość oczami historyka[1]?

„Po rokowaniach w Wiedniu w sierpniu 1916 roku Niemcy i Austro-Węgry postanowiły proklamować „Samodzielne Królestwo Polskie”. Niemcom chodziło między innymi o zasilenie armii niemieckiej polskim żołnierzem, bo ludzkie rezerwy uległy wyczerpaniu. Armia polska miała w przyszłości podlegać Niemcom. Zamiar ten miał być zrealizowany poprzez wykorzystanie Legionów oraz przeprowadzenia systematycznego poboru. Powołano dwa Generalne Gubernatorstwa: Niemieckie w Warszawie i Austriackie w Lublinie, a okupowane obszary poddano bezwzględnej eksploatacji, z tym że Niemcy przeprowadzali ją bardziej bezwzględnie i często brutalnie. Ostatecznie dnia 5 listopada 19l6 roku ogłoszono akt cesarzy: Wilhelma II i Franciszka Józefa I o utworzeniu Królestwa Polskiego z ziem należących dawniej do Rosji, jako samodzielnej konstytucyjnej monarchii. Granic dokładnie nie określono. Akt ten rozpoczął nowy okres w prześciganiu się mocarstw zaborczych w obietnicach dla Polaków. Zastrzegał on, że państwo polskie miało być ściśle związane z Niemcami i z Austrią, szczególnie w sprawach wojskowych. Manifest ten, jakkolwiek ważny dla międzynarodowego znaczenia sprawy polskiej i umożliwiający stopniowe formowanie się własnej administracji państwowej, nie zaspokoił dążeń narodu polskiego, ani nie przyniósł Niemcom spodziewanych korzyści.”

Tu znów pamięć ma wraca do opowiadań mojej babci o stryjku Marianie – legioniście 1-go Pułku Ułanów, który przebył całą ich trasę od Oleandrów, pobytem w Szczypiornej włącznie. Ale to już odrębny temat.

Patrząc sercem w przeszłość porównuję trzy przedwiośnia wiosny naszej Ojczyzny – i trzy przedwiośnia młodego budzącego się życia drzewa mojego rodu, które wrosło korzeniami w najdroższą, od wieków smaganą biczami historii – ojczystą ziemię. A co przyniesie obecne przedwiośnie? To chyba zależy już od nas samych…


[1] 1) Oskar Halecki. „Historia Polski” Towarzystwo Naukowe KUL. Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, Lublin-Londyn 1992.
2) Michał Tymowski, Jan Kieniewicz, Józef Holzer. „Historia Polski”. Editions Spotkania, Warszawa, 1990.

Lublin, 25 marca 1997 r.

[Moja mała księga miasta I]